Temat kredytów frankowych nie jest novum. Jesteśmy bombardowani informacjami o kolejnych, korzystnych dla kredytobiorców wyrokach, przyznających im rację i piętnujących działania banków. Jak to jednak wygląda w praktyce?
W sprawie abuzywności kredytów indeksowanych do franka szwajcarskiego nie próżnuje również Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS), i regularnie wydaje orzeczenia dotyczące zapytań na tym tle. W zapytaniach do europejskich organów celują wprawdzie Węgrzy – przebijając pod względem liczby zapytań wszelkie inne nacje borykające się z problemem kredytów indeksowanych lub denominowanych do walut obcych, niemniej tezy ETS można łatwo przełożyć na polski system prawny. Odpowiedzią na powyższą sytuację jest wzrastająca liczba pozwów kredytobiorców przeciwko bankom oraz liczne oferty pomocy prawnej w zwalczaniu kredytów frankowych.
Czy jednak warto pozywać banki o kredyty we frankach?
Wydawałoby się zatem, że nie pozostaje nic innego, jak pozwać bank i czekać cierpliwie na korzystne rozstrzygnięcie. Czy na pewno?
Faktem jest, że zapadają niekorzystne dla banków wyroki. W atmosferze zwycięstwa nad bankami umyka jednak mało akcentowany fakt, że żaden z tych wyroków nie jest jeszcze prawomocny. Jeszcze mniej medialne są pozytywne dla banków rozstrzygnięcia w sporach z frankowiczami, a których to wyroków jest niemało. Dość powołać tytułem przykładu wyroki Sądu Okręgowego w Katowicach z 5 stycznia 2017 roku (I C 349/15), Sądu Okręgowego w Łodzi z 27 lutego 2017 roku (II C 52/15), Sądu Okręgowego w Łodzi z 28 kwietnia 2017 roku (I C 553/15), czy Sądu Okręgowego w Krakowie z 7 marca 2016 roku (I C 2274/14) – wszystkie odmawiające racji kredytobiorcom w całej rozciągłości i takoż w całej rozciągłości przez media przemilczane.
Ile kosztuje pozew?
Trudno jest podjąć decyzję o pozwaniu banku mając w perspektywie konieczność zapłaty nie tylko wysokiej raty kredytu w CHF, lecz również kosztów sądowych. Możliwości prób uniknięcia kosztów czy też ich obniżenia jest całe multum: od wniosku o zwolnienie od kosztów sądowych, poprzez pozywanie banki o niewielkie kwoty. Niżej podpisanej zdarzało się widzieć pozwy frankowe opiewające nie tylko na kilkaset tysięcy złotych, lecz również na kilka tysięcy złotych, a także na tak egzotyczne kwoty jak np. 33 (sic!) złote.
Niemniej to, o czym zapomina się decydując wytoczyć działa przeciwko bankom, to koszty sądowe związane z dojazdami świadków na rozprawę oraz przede wszystkim – koszty opinii biegłego. Przeciętny koszt opinii biegłego w sporze frankowym należy kalkulować w granicach kilku tysięcy złotych. Nakład pracy biegłego będzie przy tym podobny tak przy żądaniu pozwu na 33 złote, jak i przy kilku milionach złotych – pracę biegły musi bowiem wykonać w obu przypadkach porównywalną. Podobnie koszt dojazdu świadka na rozprawę będzie taki sam niezależnie od tego, czy świadek będzie zeznawał na okoliczność tylko co do części kredytu w kwocie 33 zł, czy też co do jego całości.
Nie wspominając już o koszcie podstawowym w postaci czasu: wbrew pozorom, spory na tle umów kredytów indeksowanych do franka szwajcarskiego są długotrwałe i czasochłonne, wiążą się bowiem z koniecznością nie tylko – zazwyczaj – przeprowadzenia dowodu z opinii biegłego, lecz również przesłuchania szeregu osób, które uczestniczyły w zawieraniu umowy kredytu, przy czym z racji upływu czasu częstokroć są to osoby rozproszone na terytorium całego kraju. Abstrahując od konieczności wyłożenia tychże kosztów w toku procesu, należy pamiętać, że ponosi je ostatecznie strona przegrywająca. Spór sądowy o 33 zł może się zatem zakończyć koniecznością uiszczenia kwot rzędu kilkunastu tysięcy złotych – a zatem równowartości dobrych kilku rat kredytu.
Trudno przewidzieć linię orzeczniczą
Trudno oczywiście jednoznacznie przesądzić, w którym kierunku pójdzie orzecznictwo sądowe w sporach na tle umów frankowych. Nic jednak dziś nie wskazuje, by to na stronę kredytobiorców przechylić się miała szala korzystnych wyroków. Decyzję o wytoczeniu powództwa powinna zatem bezsprzecznie poprzedzać wnikliwa analiza wszystkich za i przeciw. Decyzja ta nie powinna w każdym razie opierać się jedynie na doniesieniach prasowych obarczonych grzechem politycznych i komercyjnych oczekiwań, lecz przede wszystkim na chłodnym oszacowaniu realnych szans wygrania (czy przegrania sporu) i kosztów z tym związanych.